"Od słów do czynów" - 22 lipiec 2014 D.I.

   Dziś przygotowałem pierwszą część opowiastki z dziennika wyprawy. Postanowiłem ją nazwać "Droga od słów do czynów". Nie zawsze składnie, nie zawsze logicznie, nie zawsze estetycznie, ale zawsze prawdziwie. Zanim zagłębicie się w pierwszą część przypominam jeszcze o slajdach w ramach Studenckiego Klubu Górskiego a potem na piwko do OSiRu.

22 października o godzinie 20.15
Stara biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego
Krakowskie Przedmieście 26/28, 
Warszawa

Link do eventu na FB: SKG Pik Lenina 22.10.2014 g.20.15
Link do OSiR (mapa): TAMKA CAFE 


"Droga od słów do czynów"

23.07.2014

   W nocy miałem bardzo niestabilny i niespokojny sen. Wysokość 3500 m n.p.m. (Base camp=BC). Trzy raz podczas nocy się budziłem z lękiem i masą negatywnych emocji. Przez kilkanaście sekund nie wiedziałem gdzie, dlaczego i z kim tu jestem. Dopiero po kilku głębszych wdechach i rozmacaniu sytuacji wiedziałem że jestem w namiocie i że to nie jest już tylko sen - jestem pod Wielką Górą. Przyjemne uczucie o zabarwieniu lekkiego niepokoju. 

   Jeszcze dobę temu byliśmy w Warszawie pakując ostatnie rzeczy. Dziesiątki razy zerkałem na naszą ostateczną listę założoną na dysku Google, gdzie mogliśmy wszystko w czasie rzeczywistym uzupełniać i odhaczać by pozostali członkowie wyprawy mogli sami i siebie nawzajem sprawdzać i kontrolować postępy. Jest to bardzo dobra metoda dzięki której nie znając się praktycznie wcale z Magdą mogliśmy porozumiewać się w sprawach logistycznych i sprzętowych, dyskutować na temat doboru sprzętu, technologii i przygotowania merytorycznego. Chwała technologii!!!

   Podróż dnia poprzedniego minęła nam bardzo sprawnie. Trasę samolotem pokonaliśmy w 8 godzin z 2 godzinami przesiadki w Istambule. Wylądowaliśmy w mieście Osh (drugie co do wielkości miasto w Kirgistanie). Wymiana waluty z $ na SOM (1 zł = 14 somów), odbieramy permity na przebywanie w strefie przygranicznej z Tadżykistanem i wsiadamy do zaklepanego przez internet busa, który zawozi nas pod sam Base Camp (cena $45). Wahania cen są spore. Od $35 do 50 Euro. Więcej raczej nie powinno się płacić. Ostatnie zakupy w markecie (jedzenie na kilka pierwszych dni i na depozyt na dni ostatnie po akcji górskiej).  Osz jest na wysokości 967 m.n.p.m, Warszawa na 113 m n.p.m, a BC jest na 3500 m n.p.m. W ciągu niecałej doby środkami transportu pokonaliśmy przewyższenie ponad 3300 m n.p.m. Czego w pierwszych godzinach za bardzo nie odczuliśmy. Choroba wysokogórska działa jak bomba z opóźnionym zapłonem. 





   Do BC dotarliśmy około 12.30 czasu lokalnego (+4 h od Greenwich). Rozpakowanie sprzętów, obiad, zdjęcia, dobre humory i pełno pary do działania. Pierwsi ludzie co schodzą z góry, grupa miłych Polaków z Polish Pamir Expedition 2014 (spotkanych w samolocie, zapoznanych w busie) oraz pierwszy kontakt z zupełnie inną przyrodą bez drzew. Ługowa polana w polskim tłumaczeniu znaczy polana cebulowa. Nie bez kozery ta nazwa! Rośnie tutaj dzika cebula. Raj dla Polaków? :)




   Łukasz pozostaje w namiocie na odpoczynek po podróży, a ja z Magdą idziemy w górę doliny by sprawdzić drogę zaplanowaną na dzień następny. Idziemy bardzo powoli ale na lekko. 2h trekkingu, powrót do namiotu i kolacja. Plany na wyjście dnia następnego do C1 zmieniają się po około godzinnym bardzo złym samopoczuciu Magdy (ból głowy + osłabienie + mdłości + brak apetytu). Diagnozujemy początki choroby wysokogórskiej po czym podajemy Magdzie Diuramid (nieodłączny lek przy wyprawach w góry wysokie). Po około godzinie wszystkie objawy mijają jak ręką odjąć - może poza dziwnym pobudzeniem psychoaktywnym Magdy :) Po niespokojnej dla mnie nocy rozpoczynamy proces aklimatyzacji.

   [23.07.2014  15:10] Jesteśmy na wysokości 4250 na jednym z wzniesień nieopodal BC. Pod koniec wejścia pojawił się śnieg i zrobiło się na tyle stromo, że bez raków postanawiamy nie wchodzić wyżej. Spędzamy tam około godziny. Mam małe problemy z żołądkiem, brak apetytu. Wzięliśmy ze sobą 1,5l wody i 1 litr soku z granatu - niestety zdecydowanie za mało. Zanim doszliśmy na wierszyne (z rosyjskiego: górę) pozostało około 200 ml wody. Jest bardzo gorąco nawet jak siedzimy na śniegu. Dziś każdy z nas testuje buty. Co 45 min robimy 15 minutową przerwę, która pozawala na wyschnięcie moich skarpetek. Buty w których rzekomo przy -60 stopniach Celsjusza noga nie odmarza to przy +25 robi się w nim przysłowiowe "błoto" (połączenie potu, skarpetki i wysokiej temperatury). Każdy ma obtarcia od nowych butów. Obklejamy stopy plastrami i rozpoczynamy zejście. Plastry bardzo dobrze dały sobie radę z docieraniem butów na stopie.






   [23.07.2014  18.30] Po 6 godzinach pierwszej aklimatyzacji czynimy przygotowania przed jutrzejszym wyjściem do Camp 1 (C1). Zostawiamy w Jurcie u naszego Omurbeka racje żywnościowe 2/os., sandały (od tej pory będziemy mieć tylko jedną parę butów ekspedycyjnych), bawełnianą bieliznę, T-shirty, książki i kilka innych mniej istotnych szpargałów. Jutro wyruszamy do C1.

cdn...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lawina pod Pikiem Lenina